„Królestwo spokoju” – Jack Ketchum – recenzja
Opowiadanie – krótki utwór, który w swym ograniczonym rozmiarze powinien chwycić czytelnika, przytrzymać i pozostawić w nim swój ślad. Trzeba wykazać się prawdziwym kunsztem aby stworzyć takie małe dzieło. Nie wszystkim się to udaje. Dlatego też po opowiadania sięgam bardzo rzadko i raczej bez przekonania. Postanowiłam jednak zaryzykować i zażyć pewnej dawki tych krótkich utworów, dawki oczywiście dobrze dobranej, bo stworzonej przez nikogo innego jak Jacka Ketchuma.
Jack Ketchum, amerykański pisarz uznawany za jednego z najlepszych w gatunku grozy. I muszę przyznać temu stwierdzeniu rację, gdyż miałam już okazję zapoznać się z jego powieściami, które powodują, że szerzej otwierasz oczy. Jego, powiedzmy cechą charakterystyczną, jest to, że zabiera czytelnika w świat mroku i grozy. Otula go i bawi się jego emocjami jak wichura. Pozostaje tylko z zapartym tchem czytać zdanie po zdaniu i zapadać się w ten horror.
„Ketchum stał się bohaterem wszystkich tworzących opowieści pełne grozy i suspensu. On po prostu jest jednym z najlepszych w tym biznesie” – Stephen King
Sięgając po „Królestwo spokoju” liczyłam właśnie na podobny efekt, przyśpieszone tętno, szerzej otworzone oczy i bombardujące emocje, w wydaniu kilkunastu opowiadań. Przyznaje, pierwsza pozycja przykuła mnie do książki, wybuchła w mojej głowie i pozostawiła pytanie ale dlaczego już koniec? Porzucona z niedosytem i pragnieniem więcej, sięgnęłam dalej …
„Królestwo spokoju” jest zbiorem 32 opowiadań, w których wkraczamy z pełną świadomością w mrok, otulając się ciemną stroną człowieczeństwa. Autor raczy nas zestawieniem różnych klimatów, zanurzamy się w grozie, pływamy w science fiction, natrafiamy na prądy groteskowego humoru aby w końcu zatonąć w brutalności. Spotykamy się z wszelakimi emocjami, ubranymi w morderstwo i wynaturzenia, dostrojonymi gdzieniegdzie seksualnością i zboczeniami oraz złagodzone oddaniem i jakby nie patrzeć miłością. Jedne sprawią, że z obrzydzeniem spojrzymy na gatunek ludzki, inne delikatnie nas ukoją (choć może to dość naciągane stwierdzenie).
„Nigdy nie wiesz co dostaniesz, kiedy wybierzesz opowieści Ketchuma… ale możesz być pewny, że zawsze będziesz zaskoczony i przerażony” – Publishers Weekly
Jak to bywa w zbiorach opowiadań, jedne będą lepsze, drugie gorsze. Niektóre wciągną nas i oderwą od rzeczywistości a inne sprawią, że będziemy chcieli odłożyć ową pozycję na bok. Czytając „Królestwo spokoju” przeżywałam właśnie takie wchłonięcia i odepchnięcia, czując się jak na kolejce górskiej. Górki, dołki i to oczekiwanie co będzie następne. Czy polubiłam bardziej opowiadania? Cóż, nie. To dalej nie jest mój ulubiony gatunek. W większości było dla mnie za krótko, chciałam więcej, zostać bardziej pochłoniętą. Niemniej, co najważniejsze, nie zawiodłam się. Ketchum potrafi w tym „skąpym” utworze zbudować napięcie, rozbudzić emocje i pozostawić ślad w głowie czytelnika, a to duży plus.
Czy mogę polecić? To chyba retoryczne jednak jest pytanie. Jeśli jesteście miłośnikami grozy to zapewne ową pozycję macie już za sobą, albo niedługo się do niej przymierzacie. Możecie być pewni „Królestwo spokoju” dostarczy Wam wszelakich emocji, od podziwu twórcy po czasem lekkie znudzenie. Ale w sumie to dobrze czasem tak uśpić czujność, łatwiej potem zaszokować.
O książce:
Tytuł: Królestwo spokoju
Tytuł oryginalny: Peaceable Kingdom
Autor: Jack Ketchum
Tłumaczenie: Piotr Pocztarek
Wydawnictwo: Replika
Data wydania: 21-11-2011
Liczba stron: 424
Sprawdź, gdzie kupić:
Ocena:
Podsumowanie:
Sięgając po opowiadania z pełną świadomością wkraczamy w mrok, otulając się ciemną stroną człowieczeństwa. Miłośnikom grozy polecana.