“Wyspa potępionych. Prawdziwa historia wyspy Blackwell” – Stacy Horn – recenzja
Zagłębiając się w dzieje ludzkości co chwilę możemy natrafić na historię, które nami wstrząsają. Historie, które mogą nas przeorać przez granicę wytrzymałości i wiary, wyplują zmiętych i zniechęconych. Zostawią z pytaniem w głowie: jak człowiek człowiekowi może zgotować taki los i to jeszcze kierując się “dobrymi” przesłankami. Każdy naród, kraj czy społeczeństwo ma w swoim repertuarze taką mroczną tajemnicę, którą skrzętnie chowa pod dywan. Weźmy chociażby taki Nowy Jork, który w swojej historii skrywa pewien mroczny eksperyment społeczny, który do tej pory powoduje gęsią skórkę i przyprawia o niedowierzanie. .
Wyspa Blackwell (obecnie znana jako Wyspa Roosevelta) to wąska wyspa w Nowym Jorku położona na rzece East River. To właśnie tam zabierze nas Stacy Horn w swojej książce “Wyspa potępionych. Prawdziwa historia wyspy Blackwell” by pokazać prawdziwe piekło na ziemi. Przeniesiemy się do XIX wieku, czasu odkryć ale także niewiedzy choć trzeba przyznać, że ona nie tłumaczy tego co wydarzyło się na wyspie. Swoją książkę autorka podzieliła na pięć części, z których każda opowiada historię jednego z budynków wybudowanych i oddanych do użytku na Wyspie Blackwell, wyspie, która do tej pory powoduje dreszcze.
Naszą mroczną wycieczkę rozpoczniemy od Nowojorskiego Zakład dla Obłąkanych, do którego można było bardzo łatwo trafić. Nieodpowiednie zachowanie, źle sformułowane zdanie, brak znajomości języka a także ukochana rodzina, chcąca się pozbyć niewygodnego członka rodziny były idealnym powodem do zamknięcia w tych kamiennych ścianach. Ścianach, które powstały z zamysłem pomocy a stały się piekłem na ziemi, z którego rzadko ktokolwiek wychodził żywy. Przeludnienie, tragiczne warunki sanitarne, choć szczerze mówiąc tam żadnych warunków nie było, bo kąpanie wielu osadzonych w jednej wodzie można jakkolwiek określić?. Brak wykwalifikowanej opieki medycznej, bo trudno skazanych przebywający w Zakładzie Karnym nazwać odpowiednim personelem,j sprawiały, że w większości był to ostatni przystanek na ziemskim padole.
Kolejne części przeprowadzą nas przez Dom pracy przymusowej, Przytułek dla ubogich, Zakład Karny i Szpitale dla ubogich, w których to przypatrzymy się upadkowi jakichkolwiek zasad moralnych. W tym miejscu warto dodać, że nad wszystkimi instytucjami na wyspie opiekował się Wydział Publiczny Instytucji Dobroczynnych i Poprawczych. Jak zatem możecie się domyślić, ubodzy, którymi miano się opiekować często byli traktowani na równi z przestępcami a kwestie przeludnienia jeszcze bardziej zacierały owe granice. Dzieci i młodzież często przebywali z dorosłymi, ucząc się tak naprawdę od nich przestępczego fachu. Drobni przestępcy czy osoby skazane za włóczęgostwo osadzani byli z recydywistami. Wszystko to oczywiście w ramach górnolotnych haseł o zapewnienie odpowiedniej opieki, resocjalizacji i pomocy. Szkoda tylko, że pod tą pięknym przesłaniem kryło się przeludnienie, brud, zgnilizna i znieczulica. Prawda była też tak, że kto raz trafił na Wyspę Blackwell otrzymywał piętno, którego ciężko było się pozbyć.
“Wyspa potępionych. Prawdziwa historia wyspy Blackwell” to opowieść nie tylko o potworach i zaniku człowieczeństwa. To historie niektórych osadzonych, którzy trafili albo niesłusznie albo, których wyspa wchłonęła. To także przykłady osób, które chciały pomóc przebywającym na wyspie. Poznamy wielebnego, który przez wiele lat starał się dbać o dusze mieszkańców. Dążył do poprawy ich bytu, okazywał drobne gesty przyjaźni i pomocy. To historia Nellie Bly, która postanowiła zamknąć się na dziesięć dni z Nowojorskim Zakładzie dla Obłąkanych, po to aby pokazać wstrząsającą prawdę opinii publicznej o owym miejscu. Stacy Horn, w swojej książce pokazała także moralność dziewiętnastowiecznych nowojorczyków, to jak patrzyli na świat i postrzegali niektóre rzeczy. . Jak skonstruowane było życie i jak chęć władzy przysłaniała wszystko.
Książka Stacy Horn należy do literatury faktu ale czytając ją mamy wrażenia zanurzenia się w mrocznej powieści historycznej i choć podświadomie wiemy, że to wydarzyło się naprawdę liczymy, że to tylko fikcja literacka. Wkraczając w ten świat wynaturzeń i zaniku człowieczeństwa burzymy się i nie chcemy wierzyć. Przecieramy oczy ze zdziwienia a okrzyk buntu rodzi nam się w gardle czytając o stosowanych praktykach czy zachowaniach, co poniektórych. Zastanawiamy się, gdzie w tym czasie podziało się człowieczeństwo. To książka, która rzuca sporo mroku na wspaniały Nowy Jork, tak pożądany przez wielu do tej pory.
“Wyspa potępionych. Prawdziwa historia wyspy Blackwell” to książka, którą czyta się z szeroko otwartymi oczami. To historie, które budzą obrzydzenie i wstrząsają nami niczym makabryczne koszmary. To pozycja, która zostaje w pamięci i zmusza do myślenia. Pokazuje nam, że bardzo często za czymś dobrym stoi mroku i pojawia się znieczulica. I choć to wszystko miało miejsce niecałe dwieście lat temu to naprawdę nie trzeba długo szukać aby w XXI wieku znaleźć podobne miejsca, w którym ludzie ludziom gotują piekło.. To także książka, która niesie za sobą pewne przesłanie mówiące o tym, że “Pierwszym krokiem do tego, żeby coś poprawić, jest właściwe rozpoznanie tego, co naprawdę jest źle.” Polecam wszystkim, który gotowi są poznać mroczną prawdę o wyspie położonej w Nowym Jorku.
O książce:
Tytuł: Wyspa potępionych. Prawdziwa historia wyspy Blackwell
Tytuł oryginalny: Damnation Island: Poor, Sick, Mad,
& Criminal in 19th-Century New York
Autor: Stacy Horn
Tłumaczenie: Tomasz Bieroń
Wydawnictwo: Znak Literanova
Data wydania: 15-05-2019
Liczba stron: 351
Oficjalna recenzja portalu:
Sprawdź, gdzie kupić:
Ocena:
Podsumowanie:
“Wyspa potępionych. Prawdziwa historia wyspy Blackwell” to książka, którą czyta się z szeroko otwartymi oczami. To historie, które budzą obrzydzenie i wstrząsają nami niczym makabryczne koszmary. To pozycja, która zostaje w pamięci i zmusza do myślenia.