„Kleo i ja. Jak szalona kotka ocaliła rodzinę” – Helen Brown – recenzja
Z okładki spogląda słodkie, czarne kocie, które swoim spojrzeniem kusi przechodzących czytelników. Czy taka kociara jak ja, mogłaby się oprzeć temu urokowi? Oczywiście, że nie! Tak o to wróciłam do domu w towarzystwie Kleo, szalonej kotki, która ocaliła rodzinę Helen Brown.
Helen Brown jest dziennikarką i pisarką, która postanowiła opisać historię swojego życia, a dokładnie historię życia u boku kota, który wywrócił jej świat do góry nogami i w pewien sposób nadał mu sens. Kleo, od Kleopatry bo „istnieje tylko jedno imię stosowane dla kota – Wasza Wysokość” jest pół rasową abisynką (mama abisynka czystej krwi a tata prawdopodobnie dziki kocur). Rasa ta według legend pochodzi od kotów czczonych w starożytnym Egipcie. Imię pasuje jak ulał.
„Życie to nie menu, nie można zamawiać wybranych dań.”
Helen, razem z mężem i dwoma synami mieszka w Wellingtonie, gdzie wiedzie spokojne życie. Niestety ową sielankę przerywa tragedia. W wyniku nieszczęśliwego wypadku ginie jej starszy syn Sam. Autorka załamuje się. Mimo, że dla niej czas się zatrzymał to świat jednak idzie na przód. Pewnego dnia, po tych przykrych wydarzeniach, do jej drzwi zapukała przyjaciółka, z obiecanym prezentem – mała, czarną kotką, którą wybrał Sam. Chcąc nie chcąc, Helen przyjmuje ową czworonożną istotkę pod swój dach, nie wiedząc co ją czeka.
Kleo, bo tak nazwane zostało owo maleństwo, zaczyna pokazywać na co ją stać. Ten mały wulkan energii jest wszędzie, wszystko demoluje i nic sobie z tego nie robi. Tak o to, w pogoni za kotem, mijają naszej bohaterce dni, dni, w których coraz mniej czasu jest na łzy. W końcu i dla nie czas zaczął płynąć a za chmury wyszło słońce.
„…motto Kleo brzmi: życie jest trudne, jednak to nic, bo jest także fantastyczne. Kochaj je, korzystaj z niego – ale nie daj sobie wmówić, że nie bywa też przykre. Ci, którzy przetrwali złe chwile, często bardziej doceniają szczęście i mają dość rozumu, by pojąć, że dobre czasy są tak naprawdę wspaniałe. ”
Helen Brown opisała kawałek swojego życia, w którym towarzyszyła jej największa przyjaciółka Kleo. Razem z nią cieszyła się z sukcesów i wstawała po porażkach. Sama mam kota i wiem, że większość rzeczy, które autorka opisuje są prawdziwe, choć nie chce się wierzyć. Kot w niewytłumaczalny sposób wie co dla właściciela jest dobra.
W powieści opisane jest także oddanie i przywiązanie do zwierząt, które kochają właścicieli bezwarunkowo. I mimo, że Kleo była wielkim rozrabiakiem, i choć były chwilę, kiedy Helen chciała ją oddać to jednak stała się ona pełnoprawnym członkiem rodziny. Przykro się robi gdy słyszy się jak to ludzie wyrzucają kociaki, bo coś narozrabiały. Naprawdę nie wiem jak można tak robić, nie dość, że skazuje się je na okropny los to jeszcze łamie się to małe, oddane serduszko. Ot taka moja mała dygresja.
„Stres – marnowanie czasu, który można by poświęcić na drzemkę”
„Kleo i ja. Jak szalona kotka ocaliła rodzinę” jest książką, która podobno jest „dla tych, którzy twierdzą, że nie są kociarzami, choć w głębi serca wiedzą, że to nieprawda”. Ja jednak uważam, że ta lektura jest dla każdego. Pełna jest wzruszeń, ciepła i humoru, który u każdego wywoła chociażby drobny uśmiech. Bo jak tu się nie uśmiechnąć na widok poczynań tego kota. Książka pokazuje jak czworonożny, mały przybysz potrafi zmienić czyjeś życie, jak zjawia się tam gdzie jest potrzebny, skory do dzielenia smutków i radości.
Podsumowując uważam, że każdy powinien sięgnąć po ową historię, bo naprawdę zrobi się cieplej na sercu.
O książce:
Tytuł: Kleo i ja. Jak szalona kotka ocaliła rodzinę
Tytuł oryginalny: Cleo. How an Uppity Cat Helped Heal a family
Autor: Helen Brown
Tłumaczenie: Mazan Maciejka
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Data wydania: 13-01-2013
Liczba stron: 336
Cykl: Kleo i ja (tom 1)
Sprawdź, gdzie kupić:
Ocena:
Podsumowanie:
„Kleo i ja. Jak szalona kotka ocaliła rodzinę” jest pełną wzruszeń, ciepła i humoru książką, która u każdego wywoła uśmiech.