“Mistrz ceremonii” – Sharon Bolton – recenzja
“Według legendy noworodki płci żeńskiej urodzone w cieniu Wzgórza Pendle są dwa razy chrzczone. Najpierw w kościele, jak zwykle się to robi. A potem jeszcze raz, w ciemnej sadzawce u stóp wzgórza, gdzie oddaje się je na służbę zupełnie innemu panu. Takie dziewczyny całe życie borykają się z niezwykłą spuścizną, bo być kobietą w Pendle jest zarówno błogosławieństwem, jak i przekleństwem”.
Bestialskie morderstwo, teraźniejszość mieszająca się z przeszłością, wspomnienia odbierające oddech, winny czy niewinny a to wszystko otulone poświatą czarownic. Taką o to mieszankę możecie spotkać w powieści Sharon Bolton “Mistrz ceremonii”, która przeniesie Was do małego miasteczka umiejscowionego wśród ponurych wrzosowisk i wzgórz.
Miłośnikom thrillerów Sharon Bolton nie trzeba raczej przedstawiać. Zasłynęła cyklem o Lacey Flint, którym podbiła serca wielu czytelników, w tym i moje. Niestety od dłuższego czasu raczy nas powieściami, w których brakuje owej bohaterki. “Mistrz ceremonii” jest jej najnowszym dziełem i jak sama napisała “książką, którą zawsze chciała napisać”. Jak pisze dalej “To książka o mnie i o kobietach takich jak ja. O kobietach z północy, które wyróżniają się z tłumu i które ten tłum karze za to, że mają śmiałość być inne”. Taka właśnie jest główna bohaterka powołana przez autorkę.
Florence Lovelady po trzydziestu latach przybywa do małego miasteczka, w którym rozpoczynała swoją karierę jako stróż prawa. Powodem odwiedzin jest pogrzeb seryjnego mordercy do schwytania, którego się przyczyniła. Niestety gdy wieko trumny się zamyka, otwiera się inne, do przeszłości, która uderza w Florence ze zdwojoną siłą. Dawne wspomnienia otulają ją marą strachu, przeszłość staje się teraźniejszością a pytanie o to czy wtedy skazano właściwego człowieka zostaje wypowiedziane. Czy uda się Lovelady rozwikłać tą sprawę i czy przypadkiem nie ucierpią w tym jej bliscy?
Fabuła “Mistrza ceremonii” prowadzona jest dwutorowo. W teraźniejszości, gdzie doświadczona Florence mierzy się z potworami przeszłości i w przeszłości a dokładnie 30 lat wcześniej, kiedy to stawia pierwsze kroki w swoim zawodzie. Musicie wiedzieć, że to nie była łatwa ścieżka w tamtym czasie. To był świat mężczyzn, który nie toleruje ambitnych kobiet i nie traktuje ich jak równych sobie. W to wszystko wplątany jest wątek magii i czarownic, który nadaje lekki oddźwięk nierealności, choć z drugiej strony czy w każdej kobiecie nie ma odrobiny czarownicy?
Sharon Bolton powoli buduje napięcie, odkrywa kolejne fakty a pewnego rodzaju niedopowiedzenia pobudzają czytelnika sprawiając, że zapada się coraz bardziej w wykreowany przez nią świat. Co prawda nie ma tu niewiadomo jakich tajemnic, których nie dałoby się odkryć ale mimo to wciąga i zatrzymuje na dłużej. Emocje głównej bohaterki udzielają się czytającemu przez co angażuje się w owe wydarzenia. Chciałabym napisać, że najnowsza powieść Bolton rzuca na kolana ale tak niestety nie jest. Nie jest najgorsza, choć przyznaje, że spod jej pióra wyszły lepsze pozycje. Czegoś jej zabrakło lub też odbiega od tego czego byśmy oczekiwali od niej. Trudno tutaj znaleźć jakieś rażące minusy bądź niedociągnięcia bo jest to poprawne, ale czasem ta poprawność nie wystarczy.
“Mistrz ceremonii” to książka, która wciągnie Was do mrocznego świata, w którym przewijają się smugi magii. Oderwie Was od rzeczywistości, przytrzyma przy sobie i sprawi, że poczujecie choć przez chwilę oddech grozy, choć wychwalać jej nie będziecie.
O książce:
Tytuł: Mistrz ceremonii
Tytuł oryginalny: The Craftsman
Autor: Sharon Bolton
Tłumaczenie: Andrzej Jankowski
Wydawnictwo: Amber
Data wydania: 10-05-2018
Liczba stron: 400
Cykl: Mistrz Ceremonii (tom 1)
Sprawdź, gdzie kupić:
Ocena:
Podsumowanie:
“Mistrz ceremonii” to książka, która wciągnie Was do mrocznego świata, w którym przewijają się smugi magii. Oderwie Was od rzeczywistości, przytrzyma przy sobie i sprawi, że poczujecie choć przez chwilę oddech grozy, choć wychwalać jej nie będziecie.