“Tron Tyrana” – Sebastien de Castell – recenzja
“To już jest koniec, nie ma już nic, Jesteśmy wolni, możemy iść”*. Sięgając po “Tron Tyrana” Sebastiena de Castell taka o to melodia mi towarzyszyła. Zaspokojone utęsknienie z wyczekiwania i radość z ponownego spotkania bohaterów mieszały się ze smutkiem, że to już koniec. Koniec fantastycznej przygody spod znaku płaszcza i rapiera, która porywa czytelnika i usidla w misternie wykreowanym przez autora świecie. No właśnie “Tron Tyrana” jest ostatnim tomem z tetralogii Wielkich Płaszczy, o których trudno zapomnieć.
Pierwsze strony powieści zabiera nas na wesele i to nie byle jakie, bo w doborowym książęco – szlacheckim towarzystwie. Wśród gości nie mogło zabraknąć znanych nam bohaterów czyli Falcia, Kesta i Brastiego. Cóż, jak możecie się domyślić, gdzie tych trzech się pojawia to prawie zawsze kończy się wzywaniem świętych, groźbami i oczywiście rozlewem krwi. No ale przecież za to ich kochamy. W czwartym tomie, spełnienie misji króla jest coraz bliższe realizacji. Jeszcze chwila i Aline będzie mogła zasiąść na tronie. Ale zaraz, coś znowu jest nie tak. Tym razem niebezpieczeństwo nadciąga z sąsiedniego kraju Avares, gdzie jak niesie plotka grupy barbarzyńców jednoczą się przeciwko Tristii. Podobno macza w tym palce, znana nam ze wcześniejszych części Trin. No cóż, Wielkie Płaszcze znowu muszą ruszyć w drogę aby wyjaśnić tą sprawę, tylko czy dadzą radę w obcym kraju?
“Tron Tyrana” tak jak jego poprzednicy, porywa czytelnika już od pierwszych stron. Ponownie wkraczamy w świat Wielkich Płaszczy. Wiedzeni głosem Falcia zanurzamy się w brutalna politykę intryg i zdrad. Jesteśmy świadkami walk, narad i spisków. Wszystko to w towarzystwie ciętego języka bohaterów, który powoduje, że ciężko się nie uśmiechnąć, ba nie wybuchnąć śmiechem. Nie mogło też zabraknąć rozważań i przemyśleń, które pozwalają złapać oddechu, podczas podążania za pędzącą akcją. Jak przystało na ostatni tom (choć nie zawsze tak bywa), znajdziemy tu odpowiedzi na nurtujące nas pytania, odkryte zostaną tajemnice, które towarzyszyły nam przez wcześniejsze tomy. Autor zamyka wątki i ucina wszelkie niedomówienia. I choć mówiłam na początku, że to już koniec to jednak nadzieja pozostaje, że coś nowego się niedługo wykreuje, bo jak autor stwierdza Falcio, Kerst i Brasti powrócą…
Sebastien de Castell stworzył historię, która na długo pozostaje w pamięci. Trójka przyjaciół, Wielkich Płaszczy sprawia, że możemy ową powieść porównywać z klasyką czyli “Trzema muszkieterami” Dumasa. I tak jak pamiętamy ich imiona tak i Falcio, Kerst i Brasti zostaną z nami na długo, bo naprawdę autorowi udało się stworzyć charakternych bohaterów budzących pewnego rodzaju sympatię.. Fabuła, którą stworzył, mieszając w niej pojedynki, honor, spiski, doprawiając czarnym humorem i świętymi sprawia, że jest to seria, po którą sięga się z przyjemnością. I choć dociekliwi wychwycą tu pewne nieścisłości i niuanse to jednak całość plasuje się wysoko.
“Tron Tyrana” w niczym nie ustępuje swoim poprzednikom. Otula nas płaszczem, wkłada w rękę broń i zabiera w znakomitą przygodę. Jeśli do tej pory nie słyszeliście o Wielkich Płaszczach to musicie jak najszybciej sięgnąć po pierwszy tom “Otrze Zdrajcy” i dać się porwać Falciowi, bo naprawdę warto.
* słowa piosenki “To już jest koniec” Elektryczne Gitary
O książce:
Tytuł: Tron Tyrana
Tytuł oryginalny: Tyrant’s Throne
Autor: Sebastien de Castell
Wydawnictwo: Insignis
Data wydania: 02-06-2020
Liczba stron: 652
Cykl: Wielkie Płaszcze (tom 4)
Gatunek: Fantastyka
Oficjalna recenzja portalu:
Sprawdź, gdzie kupić:
Ocena:
Podsumowanie:
“Tron Tyrana” w niczym nie ustępuje swoim poprzednikom. Otula nas płaszczem, wkłada w rękę broń i zabiera w znakomitą przygodę.