„Bezduszna” – Gail Carriger – recenzja
Przez przypadek trafiliśmy do księgarni, a jako, że postanowiłam w nowym roku mniej wydawać na książki, była to dla mnie katorga. Moja smutna mina, wpłynęła jednak na podjęcie decyzji, że mogę jedną kupić. No i zaczęło się szukanie. Nawet nie wiecie jak ciężko wybrać tą jedną. W końcu mój wzrok przyciągnął pakiet książek, na którym wydawca napisał: „Uwaga! W środku czają się wampiry, wilkołaki i nie tylko … Sięgasz na własną odpowiedzialność!”. Tak poddałam się chwytowi marketingowi i pakiet kupiłam (w końcu miała być jedna rzecz 🙂 ).
Autorką owego pakietu jest Gail Carriger, osoba mi nie znana, ale po przeczytaniu opisu o niej „pisze by odreagować smutne dzieciństwo pod okiem ekspatrianta i zrzędy… Obecnie rezyduje w Koloniach wraz z haremem armeńskich kochanków i pokaźnym zapasem londyńskiej herbaty”. Przeczuwałam, że dobrze zrobiłam ufając tym zabiegom marketingowym i dodając skromnie mojej intuicji 🙂
” Ależ Alexio, nie godzi się bić wampira, ani parasolką, ani czymkolwiek!”
Pierwszą z serii jest książka o dźwięcznym tytule „Bezduszna”, która opowiada o wampirach, wilkołakach i parasolkach. Towarzystwo dobrane wprost wyśmienicie. Główną bohaterką jest Alexia, Alexia Tarabotti – stara panna, której ojciec był Włochem (był bo nie żyje) i jak to bywa odziedziczyła po nim temperament. Niezbyt ciekawa co prawda charakterystyka ale warto dodać, że nasza Alexia ma pewną, bardzo rzadko spotykaną cechę, mianowicie jest bez duszy. Nie w sensie, że jest chłodna i tak dalej tylko po prostu jej nie ma. Zadziwiające prawda?
„Próba wyduszenia informacji z najstarszej córki była równie bezowocna jak poddanie ducha transfuzji.”
Akcja powieści dzieje się w okolicach XIX wieku, we wspaniałych czasach wiktoriańskich w Londynie. Obok normalnych ludzi swój byt wiodą także wampiry, wilkołaki i duchy. Dla pełnej zgodności pomiędzy tymi nad wymiar zwyczajnymi przedstawicielami ustalone zostały prawa, typu wampir nie może ugryźć bez pozwolenia a wilkołak na czas pełni dobrowolnie zamyka się w lochu, i tak dalej. Oczywiście każdego obowiązuje odpowiednia etykieta, dżentelmeństwo w każdym calu . Gdy już tak spojrzymy na ten całkiem normalny świat, który stworzyła pisarka może lepiej zobrazować sobie kwestie braku duszy. Poza tym subtelnym niedostatkiem, osoba bezduszna charakteryzuje się tym, że jak dotknie nadprzyrodzonego to wszystkie jego, nazwijmy to moce znikają. Staje się całkiem normalnym osobnikiem. Nie powiem ciekawa umiejętność.
„- Wypraszam sobie, panie… – szukała szczególnie obraźliwego słowa – …burku!”
No ale wracając do panny Alexii i naszej fabuły. W związku z tym, że pochodzi z dość dobrego domu cieszy się zaproszeniami na różnego rodzaju przyjęcia. Właśnie na jednym z nich, pewien wampir, naruszając zasady dobrego wychowania postanawia zasmakować w krwi naszej bohaterki. Niestety pech chciał, że nie dane mu było słyszeć o bezdusznych i swoją wyprawę po posiłek zakończył śmiercią. Alexia jak przystało na dobrze wychowaną pannę mdleje a „pomocną” dłoń podaje jej, nie kto inny jak lord Maccon, który oczywiście jest wilkołakiem, a gdyby tego było mało to dodajmy do tego samcem alfą watahy. Niestety owe Państwo za sobą, mówiąc delikatnie nie przepada czy też mówiąc inaczej wprost nienawidzi, zapowiada się ciekawie. No ale pamiętajcie „kto się czubi, ten się lubi”.
„-A to ci paradne! Czymże panią tak urzekł? Chętnie wybatożyłbym tego cherlaka!
-Byłby raczej wniebowzięty.- mruknęła Alexia, która żywiła pewne podejrzenia względem upodobań przyjaciela”
Gdy już przywykliśmy do tych normalności reprezentowanych w świecie Carriger, możemy skupić się na akcji. Problem jest taki, że pewne wampiry znikają a pojawiają się inne, których nikt nie nauczył etykiety. Sprawę, lordowi Macconowi każe rozwiązać królowa Wiktoria a jak wiadomo z królową się nie dyskutuje, a przedstawiciel BUR-u tym bardziej. Oczywiście Alexia, która łamie większość konwenansów i z natury jest raczej ciekawska również angażuje się w śledztwo. Towarzyszy jej … parasolka, o której jak wybaczycie nie wspomniałam wcześniej. W sumie nic w tym dziwnego, jedne damy lubią kapelusze a panna Tarabotti lubi parasolki. Jak się możecie sami domyśleć w książce dzieje się dużo.
„- To doprawdy upiorne – wtrąciła kąśliwie Alexia, nie mogąc dłużej się opanować. – Istoty myślące, i to po sąsiedzku. O, losie!”
Przyznam szczerze, że bardzo spodobała mi się „Bezduszna”. Autorka w sposób wyśmienity stworzyła ten cały świat. Specyficzne wampiry, dla których najważniejszy jest wygląd, męskie i przystojne wilkołaki no i Alexia, panna z ciętym językiem i specyficznym poczuciem humoru. Cała ta otoczka barwienie dobrana, przyozdobiona odpowiednią dawką ironii i prze zabawnymi dialogami sprawia, że ciężko się oderwać od książki. Możemy momentami opisy garderoby co poniektórych bohaterów są przydługie ale wystarczy komentarz panny Tarabotti aby zapomnieć o tym mniej ciekawym fragmencie..
„Bezduszna” ma jedną wadę, podczas czytanie jej często mogą się zdarzać niekontrolowane wybuchy śmiechu, na co otoczenie może źle reagować ale co tam, niech zazdroszczą Podsumowując, naprawdę warto sięgnąć po ten pierwszy tom przygód i poznać oryginalną i jedyną w swoim rodzaju pannę Alexie.
O książce:
Tytuł: Bezduszna
Tytuł oryginalny: Soulless
Autor: Gail Carriger
Tłumaczenie: Magdalena Moltzan – Małkowska
Wydawnictwo: Prószyński Media
Data wydania: 22-03-2011
Liczba stron: 320
Cykl: Protektorat parasola (tom 1)
Sprawdź, gdzie kupić:
Ocena:
Podsumowanie:
Po „Bezduszną” naprawdę warto sięgnąć i poznać oryginalną i jedyną w swoim rodzaju pannę Alexie. Uważajcie tylko, bo przy czytaniu, często mogą zdarzać się Wam niekontrolowane wybuch śmiechu.