„Ludzie z bagien” – Edward Lee – recenzja
Czy bestialstwo może mieć swoje granice? Czy okrucieństwo słowem pisane może wydostać się ze stron i zawładnąć czytelnikiem? Zniewolić, przerzuć i wypluć niczym resztkę torsji? Myślicie, że nie? A może jednak ciekawość zwycięży i będziecie chcieli się przekonać? Sięgnijcie po „Ludzi z bagien” autorstwa Edwarda Lee. Przeżyjecie ekstremalną podróż bez trzymanki, po brutalności moczonej w krwi i obrzydzeniu.
Przygodę a raczej koszmar rozpoczynamy w towarzystwie Phila Strakera, policjanta z wydziału zabójstw. Ambitny glina niestety spada z piedestału i ląduje z powrotem w rodzinnym miasteczku Crick City a my z nim. Pierwsze co sobie pomyślimy, jaka to dziura. Zadupie, w którym niema szans na porządne życie, z którego każdy chce uciec bo w przeciwnym razie stoczy się na dno. A dno jest tu bardzo muliste. Phil wraca tu co prawda bardzo niechętnie, ma sprawę do rozwiązania, której finał jest nie do przewidzenia. Obok mieszkańców owej mieściny a istnieją także inne istot, które ciężko przypisać do gatunku ludzkiego. Ludzie z bagien tak ich zwą.Mieszkają w lesie, żywią się ludzkim mięsem a kazirodztwo jest u nich na porządku dziennym, przez co bywają potwornie zniekształceni. Poznać ich można po czerwonych oczach. Oczach, które będą się Wam śniły po nocach. Wątpię czy zdajecie sobie sprawę co Was może czekać..
„Tak ich tu nazywano. Lud bagien. Bagnowi. Najniższa kategoria ludu wzgórz”
„Ludzie z bagien” są powieścią budzącą grozę i zniesmaczenie. Pełno tu krwi, brutalnych morderstw, dewiacji seksualnych, łamania norm a przede wszystkim niewyobrażalnego okrucieństwa. Wyrazisty język, pełen wulgaryzmów, nie owijając niczego w bawełnę podkręca ową masakrę. Fabuła wciąga czytelnika w swój świat, tajemnica ukryta w powieści zatrzymuje i niepozwana nabrać tchu. Zanurzamy się w trzewiach bestialstwa, hamując mdłości i pragnąć aby już był koniec. I choć jest pokusa aby odłożyć to dzieło i więcej do niego nie zajrzeć to jednak ciekawość w nas zwycięża. Niczym myśliwy polujemy na koniec, który mocno może nas zaskoczyć. Na szczęście ten koszmar nie trwa długo bo książkę czyta się bardzo szybko.
„Jedyna rzecz gorsza od psychopaty to psychopata, który prowadzi interesy.”
Na powieść Edwarda Lee trafiłam przez przypadek. Skusiła mnie wypowiedź Jacka Ketchuma widniejąca na okładce: „Pisarstwo Edwarda Lee jest jak piła mechaniczna na pełnych obrotach. Jeśli podejdziesz zbyt blisko urżnie ci nogi”. Cóż ja posunęłabym się dalej i powiedziała, że rozetnie cię na pół, przemieli wnętrzności i pozostawi konającego. Autor wziął kazirodztwo, kanibalizm, zboczenia, bestialstwo, wymieszał i wyciągnął z tego co najgorsze. Następnie przelał to na papier dodając intrygę aby zniewolić czytelnika. Ta ekstremalna podróż powoduje obrzydzenie i niedowierzanie. A pierwsze pytanie jakie się pojawia to co musiało kryć się w umyśle autora, że coś takiego wyszło spod jego pióra.
„Pulchne organy wyrywane były z otwartych brzuchów niczym owoce. Gałki oczne połykane były w całości jako oliwki, płuca zjadane jak kromki chleba, jelita pochłaniano, jakby były sałatą”
„Ludzie z bagien” zaskakują swoją brutalnością. Zabierają nieprzygotowanego czytelnika w swój świat i patrzą czy jakoś z tego wyjdzie. Ową książkę polecam osobom o mocnym żołądku chętnych zasmakować w bestialstwie. Wiedzcie tylko, że gdy ujrzycie kiedyś czerwone oczy strach może Was opętać…
O książce:
Tytuł: Ludzie z bagien
Tytuł oryginalny: Creekers
Autor: Edward Lee
Tłumaczenie: Maksymilian Tumidajewicz
Wydawnictwo: Replika
Data wydania: 22-05-2012
Liczba stron: 400
Sprawdź, gdzie kupić:
Ocena:
Podsumowanie:
Autor wziął kazirodztwo, kanibalizm, zboczenia, bestialstwo, wymieszał i wyciągnął z tego co najgorsze. Następnie przelał to na papier dodając intrygę aby zniewolić czytelnika. Dla osób o mocnych nerwach.